poniedziałek, 21 kwietnia 2014

30. Niech ktoś mi pomoże...

"Ojciec na psychotropach, rozwrzeszczana matka choleryczka, niepełnosprawna babcia o mentalności dwuletniego dziecka, brat panikarz i ja, wśród tego piekła zwanego domem (jeszcze niedawno przecież tak normalnym), - tłuste opakowanie z anorektycznym bagnem zamiast mózgu." 

Cytat z pierwszego posta na tym blogu opublikowanego prawie równy rok temu. Tata jest obecnie zdrowszy, nadal niestabilny, w jakichś gorszych chwilach bierze jeszcze leki, ale nie jest to już w żadnym stopniu ten straszny zeszłoroczny czas, te straszne święta, gdzie ledwo uprosiliśmy lekarzy o przepustkę z psychiatryka na śniadanie wielkanocne. Mama się praktycznie nie zmieniła. Jednego dnia może sobie ze mną miło gawędzić, a drugiego wrzeszczeć i nazywać bezużyteczną krową. Z babcią z dnia na dzień co raz gorzej. Kiedy w 2005 roku znaleźliśmy ją rano leżącą bezwładnie na podłodze przy łóżku okazało się, że to prawostronny udar mózgu. Straciła zdolność mowy, prawa strona ciała stała się praktycznie bezwładna - ręka całkowicie, noga częściowo. Po rehabilitacji była w stanie zacząć powoli chodzić przy kuli. Nie rozmawiała z nami zdaniami, ale jakieś pojedyncze słowa potrafiła sklecić. W ciągu ostatniego miesiąca wszystko runęło. Teraz tylko wozimy ją na wózku inwalidzkim na trasie łóżko-kuchnia-łazienka. Przynajmniej z bratem polepszył mi się kontakt. Tyle razy w ciągu jego 15-letniego życia serce stawało nam ze strachu o niego, że teraz boję się o niego każdego dnia, chciałabym go ochronić przed tym całym syfem. Przed krzykami mamy, przed śmiechem kolegów w szkole, przed kolejnymi wypadkami i kolejnymi bliznami na jego ciele. 
Został ostatni mieszkaniec tego domu wariatów - j a. 

Tak strasznie popsuło mi się w głowie.
Tak strasznie czuję na barkach chorobę psychiczną.
Teraz to ja powinnam leżeć w tym szpitalu psychiatrycznym, jak tata rok temu.

Jestem uzależniona.
Jestem ubezwłasnowolniona.
Choroba steruje moim życiem.

k o n w u l s y 
k o n w u l s y
k o n w u l s y
k o n w u l s y
k o n w u l s y

Jestem pieprzonym niewolnikiem zakutym w kajdany jedzenia. Nigdy tego nie zauważałam, a może nigdy nie było aż tak źle? Zabijam się. Zawiązałam sobie pętlę na szyi i chwieję się na taborecie.

a u t o d e s t r u k c j a 

JEDZENIE jest na pierwszym miejscu. W mojej popierdolonej głowie nie ma już miejsca na nic innego. JEDZENIE wyparło stamtąd wszystko - naukę, przyjaźń, zakochanie, pasje, ambicje, plany na przyszłość. WSZYSTKO. Liczy się tylko myślenie o JEDZENIU, wybieranie JEDZENIA, wpychanie w siebie JEDZENIA kilogramami, tonami! Jedyne szczęście, jedyne wyzwolenie.

W tyłku i udach nie mieszczę się już praktycznie w 40 rozmiar. Zamiast na sobie wyżywam się na innych, warczę na nich jak pies i pluję jadem. Piana kapie mi z pyska, ślina kapie na widok kolejnego smakołyku, śmierdzący oddech po kolejnych tłustych posiłkach skutecznie odstrasza całe otoczenie.

Bezgłośnie płaczę w moim wielkim, samotnym domu.
Ataki paniki. 
Brakuje mi powietrza.

Niech ktoś mi pomoże... Potrzebuję kogoś tak strasznie mocno... 

Wiem, że mnie z Wami nie było. Wiem, że obiecałam wsparcie, wspierałam i nagle zniknęłam nie dając znaku życia. Nie chwaliłam Waszych sukcesów i nie pomagałam w czasie porażek, ale teraz potrzebuję choć jednego słowa wsparcia, jednej rady, wskazówki wybrnięcia z tego bagna kompulsywnego objadania. Błagam... 

2 komentarze:

  1. Jesteśmy w bardzo podobnej sytuacji. Naprawdę, czytając to, miałam wrażenie, jak gdyby to było o mnie. Wczoraj pochłonęłam tysiące kalorii, nie mogłam przestać jeść, mimo że płakałam, że nie chciałam. Wpadam w panikę, robię swojemu ciału złe rzeczy, że niby za karę. I to wszystko jest efektem tego, jak oddziałuje na mnie otoczenie, i to też nasz element wspólny. Bardzo mi przykro, że u Ciebie jest tak, jak opisałaś. Naprawdę bardzo mi przykro! Chciałabym Ci pomóc. Wspierałaś mnie i ja chciałabym jakoś wesprzeć Ciebie. Jednak wiem, że komentarz pod postem niewiele pomoże. Wsparcia potrzeba żywego, tak na co dzień. Potrzeba jakiejś żywej motywacji. Powiem Ci, że i dziś przegrałam, ale jakoś udało mi się opamiętać. Znalazłam tę siłę. Mogłabym... spróbować się nią z Tobą podzielić. Jesteś wartościową osobą - inteligentną, wrażliwą. Nie poddawaj się. Zrób na przekór wszystkim i wszystkiemu i dokonaj niemożliwego - wygraj! Wygraj dla siebie. Potrzebujesz teraz złapać wewnętrzną równowagę, to będzie trudne, bo jesteś bardzo rozchwiana. Ale ja w Ciebie wierzę. Jeśli chcesz, napisz do mnie na GG. Chciałabym Ci jakoś pomóc. A może pomożemy sobie wzajemnie? Tyle mamy wspólnego, to aż bije po oczach. Numer jest na moim blogu.

    Trzymaj się. Ściskam Cię mocno Kleopatro <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kleopatro, mam podobny problem jak Ty. U mnie jedynym sposobem było zwiększenie ilości jedzonych kalorii, do 1000-1200. Było ciężko, ale warto. Jeżeli nawet pojawiały się napady, to o wiele mniejsze.
    Trzymaj się, będę wspierać :**

    OdpowiedzUsuń